Wystawa “Bug” to prace Stanisława Baja, malarza, profesora Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Baj urodził się we wsi Dołhobrody nad Bugiem. I w pewnym sensie artysta nigdy stamtąd nie wyjechał. Albowiem tematy jego obrazów są zawsze takie same: ludzie z rodzinnej wsi (zazwyczaj starsi) oraz nadbużańskie pejzaże. Przy rzece się wychował i przy rzece – jako artysta – postanowił pozostać. Stworzył setki jej wizerunków. W szerszych i węższych planach. O świcie i o zmierzchu, w pełnym słońcu i w deszczu, zimą, wiosną, latem, jesienią. Tkwiąc stale w jednym miejscu równocześnie wyruszył w fascynującą podróż mającą doprowadzić go do odkrycia tajemnicy miejsca.
Piotr Sarzyński
Stanisław Baj
Urodził się w 1953 roku we wsi Dołhobrody nad Bugiem na Podlasiu.
Jest absolwentem Wydziału Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Studiował pod kierunkiem profesorów Michała Byliny, Jacka Siennickiego i Ludwika Maciąga. Ukończył je wyróżnieniem uzyskał w pracowni prof. Ludwika Maciąga. Od 1982 jest pracownikiem dydaktycznym Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie. W latach 2006–2013 prorektor do spraw studenckich Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Autor ponad 100 wystaw indywidualnych w kraju i za granicą. Uczestniczył w ponad 100 wystawach zbiorowych. Prace artysty znajdują się w zbiorach muzeów polskich oraz w kolekcjach w kraju i za granicą.
Artysta wystawia głównie malarstwo i rysunek. Początkowo malował sceny rodzajowe inspirowane życiem wsi i naturą. Od lat 80. XX wieku jego twórczość skupia się na pejzażu (głównie rzeka Bug) oraz malarstwie portretowym. Obrazy mają cechy uniwersalne, a zarazem symboliczne, zwłaszcza liczne portrety matki artysty oraz zakola dzikiej rzeki Bug, malowane wprost z natury, od realistycznych po abstrakcyjne.
droga pędzlem zapisana
Artyści podróżują. Zawsze podróżowali. By się uczyć, by podglądać mistrzów lub szukać inspiracji. By coś zmienić lub – wręcz przeciwnie – by się wzmocnić w swoich wyborach. Goniąc za marzeniami, a czasami tylko za godziwym życiem. Początkowo wyjeżdżali głównie do Włoch, później już wszędzie, raz szukając egzotyki (Gauguin) kiedy indziej zaś sławy i artystycznej nieśmiertelności (Ecole de Paris). Wyjeżdżali i wracali lub osiedlali się w nowych miejscach. Podróże często czyniły ich lepszymi artystami, choć bywało, że stawały się źródłem rozczarowań.
(…) Na koniec chciałbym jednak zatrzymać się przez chwilę na szczególnej i dla mnie najciekawszej kategorii artystów-podróżników. Takich, których dorobek nanizany na oś czasu wygląda jak promień mknący od słońca ku ziemi po linii nie uznającej żadnych przystanków i żadnych odchyleń. Takich, których sztuka przypomina wędrówkę na azymut. I choć przecież wiedzieć nie mogą, gdzie tak naprawdę doprowadzi ich ta podróż wyobraźni i wrażliwości, to po czasie okazuje się, że intuicyjnie trafiali tam, gdzie powinni. To nie są postaci typu „przewodnik stada”, lider, guru. Raczej duchowi samotnicy.
Mistrzem tego typu twórczych peregrynacji wypada obwołać Pieta Mondriana. Początkowo wszystko wskazywało, że uczciwie pracuje na to, by historia o nim zapomniała i tylko najbardziej wytrwali historycy sztuki, w najbardziej specjalistycznych wydawnictwach, wspominali czasem jego nazwisko. Przez półtorej dekady malował w mało odkrywczym już wówczas duchu impresjonizmu, z domieszką pointylizmu. Malował pola, łąki, wiatraki, rzeki, czasem domy. Typowe pejzaże swojej rodzinnej Holandii. Ale malował też drzewa i to ich wizerunki stały się najważniejszym bagażem, który zabrał w artystyczną podróż.
(…) Ta podróż polegająca na powolnym acz nieuchronnym zbliżaniu się do końcowej artystycznej stacji nie zdarza się w sztuce zbyt często. Wymaga wielkiej cierpliwości, nieustannego wsłuchiwania się w siebie, dużej odporności na pokusy artystycznej wolności, dyscypliny. Gdybym we współczesnej polskiej sztuce miał wskazać artystę podobnie wędrującego, wskazałbym Stanisława Baja. Oczywiście od Mondriana dzieli go wiele. Przede wszystkim nigdy nie zarzucił malarstwa figuratywnego, a jego podróż odbywa się nie tyle ku horyzontowi, jak u holenderskiego mistrza, ale raczej w głąb siebie. Jednak jest podobnie konsekwentna i dla widza – mam nadzieję – podobnie fascynująca.
Baj urodził się w 1953 roku we wsi Dołhobrody nad Bugiem. I w pewnym sensie artysta nigdy stamtąd nie wyjechał. Albowiem tematy jego obrazów są zawsze takie same: ludzie z rodzinnej wsi (zazwyczaj starsi) oraz nadbużańskie pejzaże. Przy rzece się wychował i przy rzece – jako artysta – postanowił pozostać. Stworzył setki jej wizerunków. W szerszych i węższych planach. O świcie i o zmierzchu, w pełnym słońcu i w deszczu, zimą, wiosną, latem, jesienią. Tkwiąc stale w jednym miejscu równocześnie wyruszył w fascynującą podróż mającą doprowadzić go do odkrycia tajemnicy miejsca. Pisał: „Ostatecznie chodzi o to, by w portretowaniu płynącej rzeki Bug znaleźć jej najbardziej lapidarny prosty wyraz, który mógłby znaczyć jak najwięcej, być uniwersalną wartością”.
Rzeka stała się symbolem. Natury, granicy, żywiołu, życia, piękna. Ale równocześnie i tajemnicą. Jak dotrzeć do jej istoty? Dla Mondriana szlakiem na który wszedł była redukcja. Dla Baja – podobnie. W jego wczesnych pejzażach czuje się zachwyt bogactwem natury. Urzeczenie kolorami, mnogością form, zaskakującymi zderzeniami wody z ziemią czy wody z niebem. Z czasem artysta jednak zaczął odrzucać, jego zdaniem zbędne, szczegóły. Upraszczał paletę, rozmywał kontury. Szukał owej „uniwersalnej wartości”. Czy znalazł? Trudno powiedzieć, bo przecież ciągle z jego pracowni wychodzą nowe obrazy. Ale nie ulega wątpliwości, że stojąc w miejscu, już zaszedł daleko. Prace z ostatnich lat to niemal monochromatyczne, zazwyczaj utrzymane w odcieniach czerni i ciemnych zieleni, niemal abstrakcyjne kompozycje. Niezorientowany widz stanie przed nimi niepewny, co przedstawiają. Ale widz wtajemniczony dostrzeże oczyma wyobraźni te same zakola rzeki, łachy piasku, refleksy na falach, co w pracach sprzed dwu dekad. Rzeka okazała się w twórczości Baja tym samym, czym drzewo dla Mondriana. Obiektem, z którym podróżuje przez sztukę.
W „Alicji w krainie czarów” Lewisa Carrolla zagubiona główna bohaterka chce gdzieś dojść, choć nie wie, dokąd. Idź zatem gdziekolwiek – radzi jej Kot. I to jest przypadek większości twórców, którzy chcą dojść gdziekolwiek. Ważne by wyruszając w podróż nie tyle znać cel końcowy, co pamiętać, że nie ma się co spieszyć i gwałtownie zmieniać kierunek podróży, bo to się zazwyczaj kończy zagubieniem. Mondrian i Baj dają dobry przykład, że podróżując przez sztukę i ze sztuką można dotrzeć w bardzo ciekawe duchowo miejsca.
Piotr Sarzyński