Niekwestionowana więź między wiarą, a sztuką pozwalała obcującym z pracami artystów na świadome przejście Czasu Kwarantanny, jak można określić, 40 dni Wielkiego Postu. Nie zastąpi to analizy słowa Bożego, modlitwy, jałmużny i udziału w nabożeństwach Drogi Krzyżowej, ale da dodatkowe refleksje ułatwiające stworzenie w swoim sercu takich samych 40 dni pustki, jaką miał Eliasz idący przez pustynię, by wreszcie na górze Horeb spotkać Boga, czy ile potrzeba było czasu mieszkańcom Niniwy, by zmieniając się przebłagać Boga i ocalić swoje miasto. Tyle czasu był Jezus na pustyni. A to po to, jak rozumiemy, by wciągu 40 dni zakiełkowało nowe myślenie, by wyciszenie, a nawet wygłodzenie dało siły i przyniosło odnowienie wewnętrzne i poczucie bliskości z Bogiem.
Jeśli malarz namalował w XIX wieku “Tłocznię mistyczną”, wzorując się na scenach popularyzowanych już w XII wieku, to wiedział, że oglądający odnajdzie w nim nawiązanie do Księgi Izajasza, a widok cierpiącego Jezusa, oblanego strumieniami krwi, dźwigającego krzyż dokręcany ‘śrubą” przez Boga nie jest po to, by epatować niewinnym cierpieniem. Jezus, jest w kadzi tłoczni jako symboliczne winne grono. Krew, która wpływa z jego ran staje życiodajną limfą, samym życiem, łączy ze sobą stojące obok postacie (by to zobrazować namalowana jest nawet czerwona wstęga, którą wszyscy trzymają). Zebrana rozdawana jest potem w Kielichu upajającym. Ucisk zatem ma sens, a wyrządzona krzywda (tu – zgniatanie owoców) stanie się owocna i życiodajna.
Jeśli malarz na początku XVI wieku namalował Boga Ojca w szczerozłotej krainie, któremu aniołowie rozchylają ciężką pelerynę w formę namiotu wiedział, że patrzący poczują się jak na zwycięskim polu bitwy, kiedy to wódz rozchylając swoją pelerynę przyjmował tak właśnie hołd pokonanych wrogów. Tu – hołd oddaje ziemskie zło i cierpienie. Wymownie namalowano, co to znaczy być w Jego rękach. Malując wielkie oczy Boga, tzw. “oczy wodzące” patrzące za każdym i w każdą stronę wiedział, że da tym sposobem znać, że On nigdy nie straci nikogo z oczu i że Jego patrzenie jest inne niż nasze. To nie jest indywidualny, malarski pomysł, czy też chęć popisania się sprytem pędzla, ale zalecenie dla artystów głęboko teologicznie poparte przez ówczesnych duchownych.
Sztuka kościelna, jak widać, dopełniając liturgii i katechezy, mogła prowadzić ku wyżynom duchowym i mistycznym doznaniom.
Dorota Pikula historyk sztuki, kustosz Muzeum Diecezjalnego w Siedlcach